Podczas pobytu w Polsce na urlopie misjonarz z Madagaskaru br. Daniel Kloch odwiedził naszą Fundację. Oto zapis rozmowy dra Szałaty z naszym Gościem.
Jak Brat trafił do Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej ?
Poznałem oblatów podczas wycieczki w Góry Świętokrzyskie. Zwiedzaliśmy razem z klasą klasztor i muzeum misyjne. I tam pojawiła się myśl, by wstąpić do zgromadzenia i wyjechać na misje. Powiedziałem sobie, że jeśli mam być zakonnikiem, to tylko misjonarzem. Szybko też zdecydowałem, że będzie to Madagaskar.
Jakie było pierwsze wrażenie po wylądowaniu na tej uroczej wyspie u brzegów Afryki?
Najpierw była nauka języka malgaskiego, potem przełożeni skierowali mnie do misji Tsaratanana w diecezji Mahajanga na pólnocno-zachodnim brzegu Madagaskaru. Przez trzy pierwsze lata pracowałem w pełnym buszu. Do najbliższej asfaltowej drogi mieliśmy 90 km. Można się było tam dostać jedynie solidnym terenowym samochodem i to tylko przez sześć miesięcy. Pozostałą część roku byliśmy odcięci od świata.
Oprócz pracy duszpasterskiej, oblaci podejmują wiele zadań o charakterze edukacyjnym i charytatywnym ze szczególnym zwróceniem uwagi na potrzeby dzieci.
W każdej misji podejmujemy takie działania, czy to przy naszej parafii, tam gdzie mieszkamy, czy też w miejscach, do których docieramy w głębi buszu. Każda misyja centralna, ma kilkanaście, kilkadziesiąt a nawet kilkaset takich miejsc, wspólnot, do których w miarę regularnie dochodzimy lub dojeżdżamy. Do niektórych docieramy pięć, sześć razy w roku, do innych, które są trudno dostępne, tylko dwa, trzy razy do roku. Największą pomoc w organizacji tych zajęć niosą nasi katecheci. Prowadzą oni nie tylko nauczanie religii, modlitwy ale też organizują pracę socjalną. Jeśli zdarzy się, że pojawia się jakaś choroba, epidemia, to właśnie oni pierwsi reagują i informują władze sanitarne.
Coraz więcej jest, katechetów miejsc owych. To już jest konkretny owoc Waszej pracy misyjnej.
Tak jest. Powiem więcej, tam, gdzie aktualnie pracuję w regionie Toamasina mamy wyłącznie miejscowych katechetów. Tak jest też w misji Marolambo, Ambinanindrano, Masomeloka.
Potrzeby są ogromne. Madagaskar, to kraj dwa razy większy od Polski. Ludność przekracza 24 miliony. Większość żyje w skupiskach wokół większych miast. To kraj biedny, kraj niejednokrotnie atakowany przez choroby tropikalne takie jak malaria, robaczyca, bilardzjoza i trąd. Ta ostatnia choroba jest bardzo podstępna i szczególnie trudna do zdiagnozowania. Pracujące z nami siostry prowadzą takie badania diagnostyczne w kierunku wykrywania ognisk trądu, by ta straszna choroba nie rozprzestrzeniała się.
Wspólnym źródłem sprzyjającym rozprzestrzenianiu się chorób tropikalnych są złe warunki sanitarne i brak dostępu do czystej wody pitnej.
Problem dostępu do czystej wody pitnej na Madagaskarze jest złożony i zależy od regionu. Z jednej strony mamy obszary wilgoci tropikalnej, z drugiej całe przestrzenie wysuszonej pustyni. Na dodatek sytuacja ta zmienia się. Dla przykładu w moim regionie do tej pory nie było problemu ze znalezieniem wody na głębokości siedmiu, ośmiu metrów. Ale kiedy pojawiły się dwie korporacje, które zaczęły wydobywać kobalt i czyścić urobek silnymi chemikaliami, woda z płytkich studni przestała spełniać wymogi wody pitnej. Dlatego, aby mieć dostęp do czystej wody trzeba ją wydobywać z głębokości co najmniej 30 metrów. A to już związane jest z kosztownymi odwiertami, które przerastają możliwości finansowe mieszkańców.
Ludzie, szczególnie ci żyjący w buszu, nie mając świadomości zagrożenia nadal pija wodę z jezior, rzek, czy płytkich studni, które są siedliskiem groźnych bakterii. Wciąż za mała jest świadomość sanitarna ludności. Potrzebna jest informacja, uświadamianie, jak ważna jest higiena a w szczególności dostęp do wody pitnej. Póki tej świadomości nie będzie, póty podstawowe choroby tropikalne będą się rozprzestrzeniały. Ważną rolę odgrywają różne organizacje, które tu docierają z pomocą, ale też z oświatą sanitarną, jak robi to na przykład znana na Madagaskarze Fundacja Polska Raoula Follereau, która już zrealizowała tu kilka projektów.
Wraz z rozwojem środków komunikacji, środków techniki zmienia się praca misjonarza.
Tak jest. Dla przykładu mamy diecezjalne studio radiowe, w którym nagrywamy Pismo Święte w postaci audiobooków. Regularnie nadajemy audycje ewangelizacyjne, dzięki którym docieramy do większej liczby odbiorców. Praktycznie miasto Toamasina i najbliższe okolice mają codziennie kontakt ze Słowem Bożym. Żałujemy, że wciąż nasze radio ma za mały zasięg, że nie dociera do buszu. By zrozumieć znaczenie słowa mówionego w ewangelizacji Madagaskaru, nie można zapominać, że tylko połowa mieszkańców potrafi czytać. Dlatego z jednej strony ewangelizujemy przez radio i audiobooki z drugiej prowadzimy kilka szkół i to zarówno w mieście, jak i w buszu.
Spotykam wiele osób, które zwierzają mi się, że kiedyś mieli marzenie pojechać na misje, ale jakoś nigdy tego marzenia nie zrealizowali, zostali w kraju, założyli rodziny. Jak ci ludzie mogą dziś włączyć się w misyjne dzieło Kościoła?
Jest wiele osób, które włączają się w misje. Szczególnie dzieci mają wiele pomysłów, które są czasem bardzo proste, ale jakże ujmujące. W mojej rodzinnej miejscowości na przykład dzieci zbierają plastikowe korki, makulaturę z których dochód przeznaczają na misje. Ale nieocenioną pomocą dla misji i misjonarzy jest prosta dziecięca modlitwa. Tę w sposób szczególny rozwija Misyjne Apostolstwo Niepełnosprawnych Dzieci Małej Ani z Zielonki. Taka świadomość, że jest jakieś niepełnosprawne dziecko, które ofiaruje swoje radości, trudy i modlitwę dodaje skrzydeł w codziennym trudzie misjonarza, który przemierza bezdroża, bagna i gęstwiny buszu, by nieść ludziom Dobrą Nowinę, by nieść Chrystusa tym, którzy jeszcze o Nim nie słyszeli.
My też możemy się wiele nauczyć od naszych braci z Madagaskaru, którzy z radością i entuzjazmem przyjmują Słowo Boże.
To widać szczególnie podczas Mszy św. Tu nikt nie patrzy na zegarek, kiedy skończy się liturgia. To wielka radość, wielkie świętowanie, wielka modlitwa i uwielbienie Boga. Można powiedzieć, że widać jak Duch Święty działa w Kościele malgaskim. Dlatego wracam z radością do pracy wśród tych, którzy swoim życiem pokazują to, co tak pięknie ujmuje polska piosenka: „Boża radość mnie rozpiera…”